Zaczynał jako raper i „Bajer z Bel-Air”. To właśnie ten familijny sitcom otworzył mu drzwi do wielkiej kariery. Dziś Will jest jednym z najbogatszych i najbardziej cenionych aktorów za oceanem. Zobaczyć go można w produkcjach różnego typu, począwszy od science fiction, a skończywszy na komediach romantycznych. Wszechstronny, dowcipny, wygadany, zawsze pełen charyzmy, z zawadiackim uśmiechem. Taki właśnie jest.
Sprawdź, które filmy z Willem Smithem były najważniejsze, a zarazem najlepsze w jego dorobku. Wiele z nich to prawdziwe klasyki współczesnego kina, inne to nieco mniej znane tytuły.
„Bad Boys”
W tej komedii sensacyjnej w reżyserii Michaela Baya z 1995 roku Smith stworzył duet z komikiem Martinem Lawrence’em. Obaj zagrali parę policjantów poszukujących wielokilogramowego ładunku heroiny, który został skradziony z policyjnego depozytu. To obraz pełen efektownych scen akcji i wybuchów – jednego ze znaków firmowych Smitha.
Główny duet bohaterów to nie tylko nieustraszeni śledczy, lecz także, a może przede wszystkim, para nader wyszczekanych żartownisiów. Luz, humor, kryminalna intryga. Mieszanka powagi z dystansem to słowo klucz tego tytułu. W gruncie rzeczy to również wyznacznik typowego ekranowego wizerunku Smitha. „Bad Boys” bez wątpienia otworzyli mu drzwi do wielkiej kariery.
„Dzień niepodległości”
Jeżeli film Baya był przełomem, to ten obraz okazał się prawdziwą katapultą w aktorskiej karierze Smitha. Na dobre zaliczył dzięki niemu awans z poziomu aktora telewizyjnego do statusu kinowej megagwiazdy. Inwazja kosmitów na Stany Zjednoczone… a w zasadzie na cały świat, ale wszyscy filmowcy wiedzą, że USA stanowią centrum naszej planety. Smith zagrał tu pilota, który zamiast spędzać tytułowe lipcowe święto z ukochaną, musi stawić czoła najeźdźcom, a wraz z nim szereg innych bohaterów z Jeffem Goldblumem i Billem Pullmanem na czele.
Powiedzmy sobie otwarcie – katastroficzny hit Rolanda Emmericha to ten typ produkcji, która czarowała widownię ćwierć wieku temu, ale dziś nieco trąci myszką. Szczególnie ze względu na ogrom scenariuszowych banałów. Tym niemniej wciąż gwarantuje przyjemną niezobowiązującą rozrywkę.
„Faceci w czerni”
Zagrał w komedii, zagrał w sci-fi. Czas na komedię sci-fi. A zarazem na jeden z największych sukcesów w dorobku Smitha, szczególnie pod względem kasowym. W tym obrazie z 1997 roku partnerował mu Tommy Lee Jones jako małomówny agent K – jeden z członków tajnej organizacji zajmującej się nadzorem nad kosmitami przebywającymi na Ziemi. K werbuje do owej nietypowej pracy Jamesa Edwardsa, który od tej pory będzie znany światu jako J. Duet stawia czoła pewnemu obcemu, który dąży do unicestwienia naszej galaktyki. Ale dla „facetów w czerni” to po prostu dzień jak każdy inny.
Humor, akcja, tempo, fantazyjne kreacje kosmitów – te zalety produkcji nie zestarzały się ani trochę. Nawet jeżeli efekty specjalne nie czarują już tak jak kiedyś, film Barry’ego Sonnenfelda (w przeciwieństwie do „Dnia niepodległości”) znakomicie zniósł próbę czasu. Owoc nieposkromionej wyobraźni twórców, który bawił kiedyś, bawi i dziś.
„Wróg publiczny”
Ten tytuł w reżyserii Tony’ego Scotta paradoksalnie dziś wydaje się bardziej aktualny niż w 1998 roku, w którym powstał. To opowieść o prawniku, który przez przypadek wchodzi w posiadanie nagrania, na którym uwieczniono zabójstwo znanego kongresmena. Tym samym staje się celem agencji wywiadowczej, która zaczyna śledzić każdy jego ruch i krok po kroku rujnować mu życie.
Kino sensacyjne, które przestrzegało przed wszechwładzą służb i dostępem do informacji na długo przed sprawą Edwarda Snowdena. A na ekranie obok Smitha legenda kina Gene Hackman, który rolą emerytowanego analityka wymownie nawiązał do swojej wybitnej kreacji w „Rozmowie” Francisa Forda Coppoli.
„Ali”
Początki kariery Smitha na wielkim ekranie to pasmo wymienionych wyżej sukcesów. Jednak po „Wrogu publicznym” aktor popełnił swój pierwszy błąd. W 1999 roku wystąpił w „Bardzo dzikim zachodzie”, zlekceważonym przez widzów i wyśmianym przez krytyków. A pomyśleć, że mógł zagrać główną rolę w „Matriksie”, bo taką właśnie ofertę otrzymał…
Po porażce przyszedł jednak kolejny wielki sukces – kreacja legendarnego boksera Muhammada Alego w filmie Michaela Manna. Smith dostał za nią pierwszą w karierze nominację do Oscara. Zagrał inaczej niż dotąd, poważnie, oddając tak wszystkie blaski i cienie charakteru pięściarza, jak jego dynamikę na ringu. Rola, której nie powstydziliby się najwięksi. Choć sam film całościowo może chwilami za mocno skręca w stronę hagiografii.
„Ja, robot”
Akcja i science-fiction to klimaty, w których Will czuje się nad wyraz dobrze. Udowodnił to także w 2004 roku w obrazie Alexa Proyasa. W tym filmie zawitasz do świata, w którym roboty stanowią codzienność i pomagają ludziom na co dzień. Detektyw grany przez naszego bohatera nabiera podejrzeń, że to właśnie robot może być mordercą odpowiedzialnym za śmierć pewnego konstruktora. Ciekawa futurystyczna wizja, dobre efekty, a nawet trochę filozoficznej refleksji na temat człowieczeństwa. Solidne sci-fi.
„W pogoni za szczęściem”
Drugą w karierze nominację do Nagrody Amerykańskiej Akademii Filmowej dla najlepszego aktora Smith otrzymał za ten dramat obyczajowy, w którym zagrał zmagającego się z kolejami losu początkującego brokera. „W pogoni za szczęściem” to american dream oparty na prawdziwych zdarzeniach z życia maklera Chrisa Gardnera. Główny bohater w wieku trzydziestu lat traci pracę i ląduje na ulicy wraz z synem. Mimo wszystko nie poddaje się i wytrwale dąży do celów, które przed sobą stawia. Prosty w formie, może momentami zbyt naiwny, jednak inspirujący i optymistyczny dramat. A Smith w roli Gardnera poruszający.
„Siedem dusz”
Benowi Thomasowi udało się przeżyć wypadek, w którym śmierć poniosła jego ukochana i kilka innych osób. Dręczony wyrzutami sumienia postanawia wdrożyć w życie plan, dzięki któremu wedle swego mniemania „wyrówna rachunki” i uczyni wiele dobra.
Jedni powiedzą – wzruszający, piękny, przywracający wiarę w tkwiące w ludziach dobro. Inni stwierdzą – tani sentymentalizm i emocjonalna pornografia. Jaka jest prawda? Warto, abyś osądził sam. Podobnie jak wszystkie filmy z Willem Smithem, i ten przynosi naprawdę niezłą rolę aktora.
„Jestem legendą”
Tajemniczy wirus przyczynił się do zagłady ludzkości. Większość ludzi zmarła, wielu przemieniło się w potwory przemierzające nocami ulice miast. Ostatnim ocalałym człowiekiem jest Robert Neville. Jego jedynym towarzyszem jest wierny pies. Po trosze studium samotności, po trosze science-fiction z zombie. Smith z dobrym skutkiem zagrał rolę, w którą kilkadziesiąt lat wcześniej wcielali się Vincent Price w „Ostatnim człowieku na ziemi” i Charlton Heston w „Człowieku Omega”.
„King Richard. Zwycięska rodzina”
I na koniec najnowsza, ale przy tym jedna z lepszych ról naszego bohatera. Richard Williams to zwykły facet w średnim wieku opiekujący się rodziną. Gdy pewnego dnia słyszy, jak wielkie pieniądze zarabiają zawodowe tenisistki, postanawia, że właśnie tym zajmą się jego córki, które… jeszcze się nie urodziły. Rozpisuje kilkudziesięciostronicowy plan i krok po kroku wprowadza go w życie. Tak po latach doprowadza Serenę i Venus Williams do statusu najwybitniejszych zawodniczek w dziejach.
Dramat tyleż sportowy, co opowiadający o uporze w dążeniu do celu i istocie mądrej strategii rozwoju, tak życiowego jak i biznesowego. Doprawdy trudno wyobrazić sobie lepszego odtwórcę roli wygadanego i pewnego siebie Williamsa. Kolejna nominacja do Oscara dla Willa? Możliwe. Byłaby z pewnością zasłużona.
Filmy z Willem Smithem – filmografia pełna hitów
Jak zapewne zauważyłeś, gatunkowy przekrój tytułów z tym aktorem jest nader szeroki. Jednocześnie Smith z zasady wciela się w podobny typ postaci – personę inteligentną, wygadaną, może nawet nieco arogancką, ale sympatyczną i o dobrym sercu. A jednak, choć często powtarza ów schemat, jest coś w jego grze, co sprawia, że nie irytuje widza wtórnością. Dlatego też jest jedną z największych gwiazd Hollywood. Przy tym filmy z Willem Smithem to najczęściej dobre produkcje o przemyślanym scenariuszu.