Pierwszy pomysł – przybysze z innych zakątków wszechświata są źli i atakują Ziemię. Ten trend towarzyszy twórcom już od czasu powieści „Wojna Światów” H.G. Wellsa. Druga wersja – oni żyją wśród nas od dawna! Trzecia – ludzie i kosmici koegzystują w alternatywnej rzeczywistości. Tak pokrótce przedstawiają się trzy podejścia, które występują w produkcjach telewizyjnych wykorzystujących ów motyw. Które z nich realizują fabularne założenia najlepiej? Zobacz, które seriale o kosmitach, dostępne na platformach takich jak Netflix czy Amazon Prime, zabiorą cię w najciekawszą podróż!
„Z Archiwum X” – najlepszy serial o kosmitach w dziejach?
Grzechem byłoby rozpoczęcie listy telewizyjnych produkcji o UFO od innego tytułu niż kultowe „Z Archiwum X”. Serial z Davidem Duchovnym i Gilian Anderson do dziś ma wiernych fanów. To nie powinno dziwić! Historia dwójki agentów FBI śledzących zjawiska paranormalne, którą stworzył Chris Carter, nie została zbytnio nadszarpnięta przez ząb czasu.
Ten serial jest ceniony przede wszystkim ze względu na wciągające historie, przemyślane scenariusze oraz znakomite aktorstwo głównego duetu. Nie sposób też wybić sobie z głowy przejmującego głównego motywu muzycznego. Fani stwierdziliby jednoznacznie, że żaden nowy serial nie może równać się z przygodami Muldera i Scully. Jeśli chcesz zobaczyć produkcję uznawaną za arcydzieło telewizji, sięgnij po „Z Archiwum X”!
„Star Trek” – klasyk na Netflix
Ten tytuł z gatunku science fiction to amerykański klasyk. W Polsce jest jednak stosunkowo mało znany. Może zmieni to fakt, że od jakiegoś czasu jest dostępny na platformie Netflix?
Pierwsza wersja historii o załodze zaawansowanego technologicznie statku, przemierzającego czasoprzestrzeń, zadebiutowała w amerykańskiej telewizji w 1966 roku. W rolach głównych pojawili się William Shatner jako Kapitan Kirk i Leonard Nimoy jako jego towarzysz, Komandor Spock. Akcja serialu rozgrywała się w wielu różnorodnych światach, co zachwycało widzów wiele dekad temu. W 2021 roku o zachwyty dużo ciężej, ale warto poznać ten tytuł choćby dla zaspokojenia ciekawości.
Produkcja doczekała się wielu serialowych i filmowych kontynuacji. Oryginał po przeszło 50 latach może już, co prawda, mocno trącić myszką, jednak warto sięgnąć po późniejsze produkcje. Wart obejrzenia jest choćby „Star Trek: Następne pokolenie” z Patrickiem Stewartem. Bez wątpienia te serie miały wielki wpływ na rozwój telewizji.
„Battlestar Galactica”
Kolejny amerykański serial sf, a raczej franczyza, o kultowym statusie. Jego pierwsza wersja powstała jeszcze pod koniec lat 70. Obecnie jednak to wersja z lat 2004-2009 cieszy się największą estymą wśród fanów.
W serialu tym ludzie dokonali kolonizacji kosmosu i toczyli trwającą przez dekady wojnę z zaciekłymi przeciwnikami – Cylonami. Jeden z podstępnych ataków Cylonów i podjęta inwazja zmusiły rasę ludzką do wyruszenia w odległe zakątki wszechświata, w czym dopomógł tytułowy statek kosmiczny. Celem stały się poszukiwania dawno zaginionej Ziemi – potencjalnego nowego domu. W rolach głównych wystąpili między innymi Edward James Olmos, Mary McDonnell i Katee Sackhoff.
„Trzecia planeta od słońca” – UFO na wesoło
A teraz pora na odrobinę tonu komediowego i tytuły podejmujące omawiany temat z przymrużeniem oka. Pierwszy z nich to produkcja z lat 90., w której główną rolę zagrał John Lithgow. Wcielił się on w dowódcę czteroosobowego oddziału kosmitów, który przybywa na Ziemię, by zbadać ludzkie zwyczaje. To właśnie grany jest Litghowa Dick jest głównym bohaterem serialu, a towarzyszy mu troje niezrównanych kompanów. Nieprzystosowani do ludzkiego świata obcy są nieporadni i nieokrzesani. To skutkuje nieprzebranymi pokładami humoru sytuacyjnego, który mimo upływu lat nie zestarzał się.
Ten niezapomniany komediowy tytuł to bez wątpienia jeden z najbardziej zabawnych seriali, w których pojawili się przybysze z kosmosu. Odcinki są tu pełne gagów, szalonych sytuacji i doprawdy niecodziennych zbiegów okoliczności. Co ciekawe, swoją karierę rozpoczynał w nim Joseph Gordon-Levitt jako Tommy – jeden z członków drużyny zwiadowców.
„Mork i Mindy”
Kolejny sitcom o przybyszu z gwiazd. Tym razem jednak mało znany w Polsce, choć posiada status kultowego w Stanach Zjednoczonych. Wszystko za sprawą Robina Williamsa, który właśnie dzięki „Morkowi i Mindy” rozpoczął swój marsz ku sławie. Wcielał się tu w Morka, który przybywa na planetę Ziemia i zamieszkuje pod jednym dachem z Ziemianką. To oczywiście prowadzi do wielu zabawnych sytuacji.
Ten słynny tytuł rodem z lat 70. bazował na podobnym założeniu jak omawiana wcześniej produkcja z Johnem Lithgowem. Opierał się przede wszystkim na humorze Williamsa i prezentowanej przez niego wyjątkowej energii. Rola w sitcomie przyniosła przyszłej gwieździe „Stowarzyszenia umarłych poetów” pierwszy w karierze Złoty Glob – dla najlepszego telewizyjnego aktora komediowego.
„Zagubieni w kosmosie”
Produkcja z 2018 roku, która stanowi remake serialu z lat 60. i filmu z lat 90. pod tym samym tytułem. Wszystkie produkcje przedstawiają perypetie rodziny Robinsonów. Żyją oni w przyszłości, w której kolonizacja kosmosu jest w pełni możliwa i dostępna dla ludzi. Rodzina ma się udać na pewną planetę, by ją skolonizować. Niestety, w wyniku niefortunnego obrotu spraw Robinsonowie znacząco zbaczają z kursu. Tak zaczyna się pasmo przygód i niebezpieczeństw, którym bohaterowie będą musieli stawić czoła. A wszystko wśród niegościnnego kosmosu i w towarzystwie nie zawsze przyjaznych, obcych cywilizacji. Rzecz tyleż familijna, co zapewniająca sporo emocji.
„The Mandalorian”
To nie tylko kolejna produkcja ukazująca pozaziemskie cywilizacje. Przede wszystkim jest to tytuł stanowiący znakomite rozwinięcie świata „Gwiezdnych Wojen”. Chociaż nowa trylogia „Star Wars” z Adamem Driverem i Daisy Ridley wzbudziła mieszane uczucia wśród fanów, zupełnie inaczej było w przypadku serialowego uniwersum. Jego kreowanie zaczęła platforma Disney+ i na samym początku osiągnęła ogromny sukces dzięki „Mandalorianowi”.
W tym serialu Pedro Pascal, znany z gangsterskiego hitu „Narcos”, wciela się w łowcę nagród przynależącego do tej samej grupy co słynny Bobba Fett. Ten tytuł to rodzaj westernu w kosmosie. Przygody Mandalorianina przypominają perypetie Clinta Eastwooda w filmach Sergio Leone. Udało się przy tym zachować unikatowy klimat gwiezdnej sagi Lucasa. Jedna z perełek wśród seriali sci-fi ostatnich lat.
„Futurama” – pastiszowe sci-fi
Znów komedia, jednak tym razem animowana. Jest to tytuł autorstwa nie byle kogo, bo samego Matta Groeninga, czyli twórcy „Simpsonów”. W „Futuramie” poznajemy Philipa Fry’a, dwudziestopięcioletniego dostawcę pizzy. Philip nie widzi sensu w swoim życiu. W związku z tym poddaje się hibernacji w 2000 roku i budzi się przeszło tysiąc lat później. Otaczający go świat, co oczywiste, zmienił się nie do poznania. Otaczają go dziwaczne stworzenia, intergalaktyczne podróże i futurystyczne technologie.
„Futurama” to niekończąca się popkulturowa jazda bez trzymanki. Złośliwa satyra na współczesne czasy rodem z kosmosu. W dziele Groeninga napotkasz wiele odniesień do kina, literatury, fantastyki, a nawet filozofii. Jest to tytuł oferujący podróż w przyszłość, dzięki której można inaczej spojrzeć na teraźniejszość.
Jak widzisz, obcy są wśród ludzi… przynajmniej w telewizji. Przybierają wiele odmiennych form i nie chodzi tu wcale o macki i czułki! Stykając się z serialem sci-fi tego rodzaju, dostajesz szansę na odwiedzenie światów totalnie różniących się od tego znanego tobie. Oglądając te produkcje, możesz zastanowić się nad możliwością istnienia obcych cywilizacji i współistnienia z nimi, lub pochylić się nad kondycją naszej własnej cywilizacji. Przede wszystkim jednak serial opowiadający o obcych może stanowić źródło świetnej rozrywki.